Jedna z partii koalicyjnych zapowiada wprowadzenie tzw. testu przedsiębiorcy. W nowej sytuacji, urzędnicy uzyskaliby prawo do kwestionowania faktu prowadzenia działalności gospodarczej. Firma byłaby likwidowana i przymusowo przekształcana w umowę o pracę.

O tzw. „teście przedsiębiorcy” zrobiło się głośno już kilka lat temu, gdy jeden z urzędników ministerstwa finansów wspomniał o możliwości „testowania” osób samozatrudnionych pod kątem tego, czy rzeczywiście prowadzą działalność gospodarczą, czy jedynie udają jej prowadzenie, w rzeczywistości wykonując obowiązki zlecone przez pracodawcę. Wówczas jednak temat testowania firm bardzo szybko ucichł, gdyż rząd stanowczo odciął się od tego pomysłu, zapewniając samozatrudnionych, że żadnego testu przedsiębiorcy nie będzie.

Okazuje się jednak, że temat testowania małych jednoosobowych firm został jedynie uśpiony. Wystarczyło, aby upłynęły zaledwie dwa tygodnie od wyborów i pomysł powrócił – tym razem w agendzie jednej z nowych partii koalicyjnych. Pomysł przedstawiła Magdalena Biejat, wybrana z list Nowej Lewicy i typowana na nowego marszałka Senatu. W wywiadzie dla WP, Magdalena Biejat oznajmiła, iż:

„Były takie pomysły, żeby przeprowadzać tekst przedsiębiorcy, czyli żeby sprawdzać – według konkretnych kryteriów – czy ktoś rzeczywiście prowadzi działalność, czy unika opodatkowania. Uważam, że powinniśmy się nad tym zastanowić. Uważam, że takie osoby powinny być sprawdzane.”

Kandydatka na nowego Marszałka Senatu zapewniła jednocześnie, iż w nowej kadencji Parlamentu, złożony zostanie projekt odpowiedniej ustawy, która wyeliminuje z rynku osoby „udające” przedsiębiorców i automatycznie przekonwertuje ich działalności na umowy o pracę:

„Ci, którzy pracują na B2B i udają jednoosobowe działalności gospodarcze po to, by unikać podatków, oszukują. To oszustwo, takie osoby powinny być sprawdzane. (…) Tutaj poseł Adrian Zandberg składał taką ustawę w poprzedniej kadencji Sejmu i na pewno będziemy do niej wracać. To jest ustawa, która pozwoliłaby Państwowej Inspekcji Pracy kontrolować tych przedsiębiorców, którzy próbują nieuczciwie konkurować na rynku pracy (…) PIP mogłaby w drodze decyzji administracyjnej wprowadzać umowę o pracę.”

Kto zatem może się obawiać takich nowych kontroli? Według wcześniejszych założeń, test przedsiębiorcy miałby polegać na sprawdzaniu jednoosobowych firm pod kątem tego, czy współpracują one tylko z jednym kontrahentem.

Sygnałem do podważenia działalności gospodarczej byłaby w szczególności sytuacja, w której samozatrudniony wystawia tylko jedną fakturę w miesiącu, opiewającą na stałą kwotę. Taka sytuacja automatycznie rodziłaby podejrzenie, iż samozatrudniony jest w rzeczywistości pracownikiem etatowym i wykonuje stałe obowiązki swojego pracodawcy, a działalność gospodarcza jest jedynie „przykrywką” służącą do unikania wyższych podatków i składek ZUS. W takiej sytuacji urzędnicy PIP mieliby prawo do „konwersji” fikcyjnej współpracy B2B w umowę o pracę.

Co oczywiste, kontrole oparte na takim założeniu popchnęłyby samozatrudnionych do podjęcia gry z władzami państwowymi, a więc do podziału jednej faktury na kilka mniejszych, różnicowania kwot faktur, itd. To z kolei zrodziłoby kolejne, jeszcze bardziej skomplikowane przepisy służące tropieniu niedozwolonych form prowadzenia działalności. A wtedy samozatrudnieni wymyśliliby nowe metody…

Czy pomysł ścigania osób samozatrudnionych za to, że postanowili założyć działalność gospodarczą rzeczywiście ma szansę realizacji? Stanowisko w tej sprawie przedstawione zostało w sposób zdecydowany i to przez osobę zajmującą ważne stanowisko w partii, bez której prawdopodobnie nie uda się stworzyć nowego rządu. Jeśli zatem sprawa zostanie postawiona na ostrzu noża podczas trwających właśnie rozmów koalicyjnych, urzędową kasacją zagrożonych może zostać nawet kilkaset tysięcy jednoosobowych działalności gospodarczych.

Źródło: zus.pox.pl